Poszłam na spacer od Nowego Świata w kierunku Morgów. Już się domyślałam, że słońce dziś nie wyjdzie, ale nie spodziewałam się takiego obrotu sprawy.
Chciałam dojść do Morgów w to miejsce, które ostatnio odwiedziłam. ale od drugiej strony. Najpierw pofalowany teren pokryty drzewami - już mnie kusił, ale zdecydowałam zostawić to na inny spacer. Później znajome sady a za nimi lasek, zagajnik. Temu już nie chciałam odpuścić - przyszło mi do głowy, że powinien tam być mały wąwóz - postanowiłam to jednak zostawić na drogę powrotną. No na sto procent będę tędy wracała, innej opcji nie ma. I doszłam tam gdzie chciałam, sady podobnie jak ostatnio stanowiły obietnicę pięknych krajobrazów a ogromne nieużytkowane pole wyglądało jak brązowiejący step. Step, za którym już nic nie ma...
Odwróciłam się, żeby zawrócić i wtedy zrozumiałam. Podeszła mnie bezszelestnie, bez ostrzeżenia. Moja zmora - mgła. Krajobraz od północy i zachodu zaczął się zacierać. No to jeszcze tylko ten zagajnik i wracam, Ale gdzie tam. Moja zmora pochłonęła i zagajnik, pokazała kto tu rządzi i że zawsze jakaś inna opcja jest... Nie będę się z moją zmorą kłóciła. Poza tym, choć zagajnik znikł i narobiła pewnego zamieszania w krajobrazie - to przyznajcie - całkiem ciekawego zamieszania.