Wąska droga pnie się tak malowniczo do góry pomiędzy skałami a jarem, że dech zapiera na myśl, że z naprzeciwka może pojawić się auto. Z lewej urwisko, z prawej ściana skalna, na niej domy. Za chwilę ostry zakręt. Zatrzymuję się przy domu za tym zakrętem i mając chwilę schodzę pod skałki. W butach na koturnie... Za chwilę muszę nadrabiać sprytem i siłą mięśni ramion brak rozsądku... A kiedyś tam łamano skały.
Skałka, Na Skałce - tak nazywano to miejsce od zawsze. Poniżej w jarze (jego dolnej części) czasami - przy większych opadach - płynie woda. Zwykle jednak ucieka do podziemnego korytarza na wysokości zakrętu na wzniesieniu. Może płynie gdzieś pod domami? Domów jest kilka i stanowią dość zwartą zabudowę, jeden częściowo jest wbudowany w skałę. Dom na skałce.
Kiedy jestem na dnie jaru - pod skałą - nie widać domów, dopiero kiedy wspinam się trochę wyżej dostrzegam dach jednego. Ok. 15 metrów różnicy, poszarpane zwietrzałe skały, światło zachodzącego słońca. Zupełnie odrealniony świat. A ktoś kiedyś wpadł na pomysł by pracę w łomie ułatwić sobie wysadzając skały dynamitem. Ech, posypałyby się te domy Na Skałce w dół - nie wczoraj, to dziś. Na szczęście żona owego "górnika" wybiła mu pomysł z głowy - nie wiem jak, ale skutecznie.
Macie ochotę na spacer? Zajrzyjcie tam koniecznie, wkrótce jesień rozpocznie tam spektakl złocistości. Tylko - na miłość boską, nie wybierajcie się tam autem! No i buty...
Serdeczne podziękowania dla Pani Krystyny oraz Wioli za garść opowieści