Serce z piernika - symbol odpustowych kramów. Cukrowa wata i karmelkowe cukierki, których nie kupisz w sklepie. Drewniane kołatki robiące dużo hałasu, gliniane ptaszki, korki i kolczyki -wisienki... Dziś wyparte przez plastikowe zabawki, krzyczące na różowo lalki i ich toaletki - czy 80, 40 lat temu czy dziś - tak samo przyciągają wzrok dzieci. Jak na odpuście.
Odpust - z czym jest kojarzony?
W kościele katolickim to darowanie przez Boga kary doczesnej za grzechy. W Rybnej pierwszy odpust się 28 lipca 1822 roku - w nowowybudowanej świątyni. "Nabożeństwo pierwsze odbyło się odpustem w pierwszą niedziele po św. Annie, dnia 28 lipca 1822 roku” (za Parafia pw. św. Kazimierza w Rybnej, Zarys dziejów do 1945 r., Bartłomiej M. Wołyniec).
A jak to bywało u nas?
W Rybnej największy odpust parafialny bywał (i jest) na św. Annę.
Oddajmy głos pamiętnikarce z Rybnej - pani Zofii Pogórskiej:
W lecie przyjeżdżała karuzela, kramarze zjeżdżali się prawie już tydzień naprzód, byle zająć lepsze miejsce. Schodziła się odpowiednia ilość dziadów. Im większy odpust, tym i dziadów było więcej. Były swoje wsiowe dziady i obce. Wtedy wszystkie kaleki szły na żebry. Wszyscy ślepi, niemowy, głusi, kulawi. Czasem nawet mieli swój majątek po rodzicach. Ale albo im rodzina go zagarnęła, albo wskutek kalectwa, czasem i z lenistwa nie uprawiali pola. Nieraz leżało odłogiem, a oni dziadowali. Z odpustu na odpust, po jarmarkach i tak po chałupach, od wsi do wsi. Dziada nocowało się w każdej chałupie. Nawet dosyć chętnie bez większych oporów. Dziady zajmowały miejsce na kościelnych schodach, usadawiali się wygodnie. Jedni lamentowali głośno, śpiewali, inni się modlili. W sumie robili zgiełk niesamowity. Pod kościołem stragany albo i tak wprost na ziemi, na jakiej płachcie, mieli swój towar. Stały baby, przeważnie z Czułówka i Nowej Wsi z woreczkami nasion rzepy. Stragany z różańcami, kropielniczkami, obrazami. Były cukierki, kołacze, ogórki, kukiełki. (...)
Były trąbki, piszczałki drewniane, gwizdki i inne cudowności. Skoro się tylko wyszło na gościniec to już z daleka było słychać zgiełk, gwizd, trąbienie. I muzykę, z karuzeli. Koło szynku stała zwykle karuzela. Nie, w kiermas, nie pasło się, krów, nawet i w domu często nie gotowało się obiadu. Spędzało się dzień w kościele i pod kościołem. Starsi udelektowani nabożeństwem - oczywiście gospodarze - przegryźli kiełbasą i kukiełką, pooglądali stragany i wolnym statecznym krokiem szli do szynku. Szynki były dwa. Tam wypili, jaką kwaterkę, pogadali, dowiedzieli się od szynkarza, co tam w "polityce" słychać. Wiadomości słyszane w szynku, od żyda to musiały być prawdziwe, "bo oni to wszystko wiedzą". Dzieci miały swój raj przy kramach i karuzeli. Młodzież też. Kawalery kupowali serca, fundowali dziewuchom karuzele. Prowadzili na festyn. Można było potańcować i w szynku, ale ksiądz grzmiał na te dziewuchy, co szły do szynku. Więc porządnej "dziewce" do szynku nie pasowało chodzić. Był festyn gdzieś na wolnym powietrzu. Z chwilą, kiedy powstała straż, to zawsze w kiermas festyn był organizowany przez straż. I może częściowo za dochód z tych festynów nasza straż miała niezły sprzęt strażacki i piękne mundury a zwłaszcza hełmy. Przedmiot zazdrości i podziwu wszystkich chłopców. Inna rzecz, że takie mundury to podobno wtedy miała tylko nasza straż i straż z Wieliczki. Potem straż miała i swoją orkiestrę. Grała ona na zabawie, podczas uroczystości kościelnych, na rezurekcji straż też występowała w całej gali. Na kiermas dzieci wyglądały całe lato. Zbierały pieniądze za jagody, za pasienie gęsi. A wspominało się go znów do drugiego kiermasu. Dziś też, choć czasy się zmieniły, jest nadal dużo radości dla dzieci i młodzieży."
Ech, dziś też, prawda?
Serdeczne podziękowania dla Asi za opowieść babci Zofii i dla chętnych do pozowania :)