Zacznijmy od początku - ale czy początkiem będzie spotkanie z panią Teresą i jej opowieść czy sama historia? Niciano-wełniana historia sprzed bez mała 100 lat.
"Snuj się, snuj niteczko..."
Pani Teresa mieszka na Bednarzach - kiedy patrzę na skalny świat Bednarzy w listopadowej aurze myślę sobie, że wygląda jak ażurowa, szara "robótka". To Pani Teresie przypadł przywilej pozostania w rodzinnym domu po zamążpójściu.
Najpierw pokazuje mi swoje prace. Misterne serwetki - liście (coś na jesień), obrusiki, wełnianki na krzesła, do których z ochotą przytuliłabym się.
Wyciągam informacje z pani Teresy powoli - jakbym pociągała za nitkę w szpuli lub motku.
W domu każda z dziewcząt potrafiła robić na drutach, szydełku i haftować. Ona i jej dwie siostry nauczyły się tego od swojej matki. Ta z kolei (rocznik 1920) była na "służbie" u organiściny, (wszak to kiedyś było ważna funkcja społeczna), która przekazała jej wszystko o robótkach. W swoim dorosłym życiu swoimi umiejętnościami dzieliła się z córkami. Córek było trzy - Barbara, Teresa i Hela. Barbara posiadła jeszcze jedną umiejętność - haftu maszynowego - takiego np. pod pościel czy koszule. Na lekcje chodziła do pani Rozalii.
Nie obdarowywano się serwetkami i obrusami, to były "rzeczy" domowego użytku - firanki, zazdrostki (ech, chciałabym taką firankę).
Kiedy robiły te wszystkie piękne rzeczy? Wtedy kiedy miały rzecz jasna najwięcej czasu. Pani Teresa śmieje się, że zimą kiedy spodziewała się dzieci.
Tu nitka niestety zrywa się - nie udało się zaszczepić chęci szydełkowania następnemu pokoleniu. Każdy ma inne zainteresowania, inną potrzebę urozmaicania wolnego czasu. Może jednak nitka choć przerwana to kiedyś się zrobi taki mały supełek - pani Teresa jest już babcią i prababcią...
Nie wiem czy dziś dziewczęta sięgną po nić i szydełko - ale patrzę na tę koronkową skalną robótkę na Bednarzach i mam nadzieję, że tak..
Za gościnę i chęć podzielenia się opowieściami serdecznie dziękuję pani Teresie i (ma tu swój pewien udział ;) ) panu Jankowi.