Budzą mnie promienie słońca. Czuję przez skórę ich ciepło, jeszcze delikatne, ale obiecujące wspaniały dzień. Chwilę leżę i w końcu zrywam się podskokiem. Trawa jeszcze jest zielona, skroplona woda na niej.
Przemierzam łąki, łagodna fala powietrza, delikatny wiatr przynosi zapachy - jabłek, zboża, kukurydzy, ludzi. Odwracam głowę, czuję ludzkie spojrzenie. Idzie ktoś, choć cicho to przecież bardzo wyraźnie go słyszę, czuję...
Spijam wodę z liści, to takie zabawne. Spijam wodę z owoców, czuję smak jabłek.
Idę od południa, wkraczam w Stawki, Wołek. Dla mnie nazwy nie mają znaczenia. Znaczenie mają wyznaczone ograniczenia - te dla mnie. Płoty, siatki, bariery. Omijam je, czasem się plączę. Dziś nie, dziś jest cudowny dzień. Czuję to przez skórę.
W końcu dołączam do stada.