Rześki wiosenny (?) poranek. Z komunikatami o wojnie w tle. Nie można (!) od tego się odwrócić. Muszę złapać oddech. Zagłębić się pomiędzy ściany dolinki, wsłuchać w lekki kojący szum wody, Zanurzam się w Bednarze. Biało-zielone o tej porze dnia i pory roku. Woda płynie wartko a ja idę w miarę szybko wzdłuż koryta, słońce mam za plecami. Pod butami łamią się oszronione białe zeszłoroczne liście, jest ślisko, więc idąc zboczem muszę uważać, żeby nie ześlizgnąć się w dół. . Dochodzę do wyznaczonego sobie punktu i zawracam. Dopiero wtedy sięgam po aparat. Mam słońce przed sobą, jest już trochę wyżej, oświetla jar, topi szron. Skaczę po kamieniach z jednego brzegu na drugi. Wpadam w końcu jedną nogą do potoku. Albo buty są rzeczywiście wodoodporne jak zapewnia producent albo to warstwa błota z poprzednich wypadów je uszczelniła. To mnie jednak sprowadziło z powrotem do rzeczywistości. Wychodzę przy mostku i wspinam się ścieżką do auta. Godzina w wypełnionym słońcem i wodą wąwozie. Już nawet nie pamiętam szumu wody, pamiętam ciszę.
top of page
bottom of page